Moja przygoda z fotografią zaczęła się w osiemdziesiątym roku ubiegłego stulecia, kiedy to od mojego taty dostałem aparat marki Zenit, który został wypuszczony na rynek w limitowanej wersji tzw. olimpijskiej. Szybko złapałem bakcyla i jeszcze szybciej znikały klatki z „orwoskiej” kliszy.

Z miesiąca na miesiąc, z roku na rok moja pasja zaczęła ewoluować i już samo robienie zdjęć i zanoszenie do wywołania to za mało. Udało mi się z bratem namówić naszych rodziców do zainwestowania w domową ciemnię. Tak też się stało. Miałem wszystko co było potrzebne do własnej produkcji odbitek. Zmieniał się czasy i zmieniały się sprzęty. Mój pierwszy cyfrowy aparat nosił nazwę Olimpus. Póżniej był już tylko Canon i tak pozostało do dziś.